sobota, 28 września 2013

Tornado


Mnóstwo nowych tematów na wpisy to brak czasu na ich tworzenie... Jednak obiecuje, nie Wam, tylko sobie, że kiedy tylko będę mieć internet na mieszkaniu nowy wpis się pojawi =)
A na razie może ktoś czegoś potrzebuje lub nie potrzebuje, a chce mieć:

środa, 22 maja 2013

Dlaczego nie lubię Katowic....



Post miał być w grudniu, a zeszło z nim, aż do maja, ah ta moja regularność... =P
Przechodząc w końcu do tematu, pół roku temu zdarzyło mi się wybrać do Katowic. Wszystko ładnie, pięknie, bus odjeżdża punktualnie, a co za tym idzie zostanie nam spory zapas czasu, coby trafić w docelowe miejsce. Jak na razie wszystko ok (poza pogodą czy raczej zalegającym śniegiem). Zumi ładnie podpowiedziała najkrótszą trasę, która ograniczała się czy raczej ograniczać się miała do trzech ulic. Tyle, że na miejscu okazało się, że jedna z nich biegnie właściwie przez całe miasto, no taki urok głównych ulic... I wszystko byłoby nadal fajnie gdyby nie to, że w tak dużym mieście nie spotkaliśmy ani jednego autobusu ani nawet choćby jednej, samotnej, zbłąkanej taksówki, a tramwaj był zupełnie niepomocny, gdyż nie dojeżdżał nawet do połowy trasy jaką mieliśmy do pokonania. Wystarczające powody do rosnącej frustracji?? Ależ skąd. Ponoć główna ulica w Katowicach, a przez większość drogi nie było nawet chodnika, a nawet jeśli jakiś się pojawiał to po jednej stronie ulicy i to ciągle po innej, a świateł oczywiście nie ma, za to duży ruch owszem. Wystarczy?? Gdzieżby.... Brodząc po kolana w śniegu przez większość drogi, wdychając coś ciemnego, że niby powietrze spotykaliśmy na swojej drodze co najmniej śmieszne przejścia dla pieszych, które miały dosłownie dwa kroki długości. I na takich uliczkach były pasy, a nawet światła ale już na szerokich drogach przez kilka kilometrów marszu nie spotkaliśmy takowych. I tak oto spóźniona jakieś dwadzieścia minut, pokłócona, ochrzaniona, łamiąc przy tym ze dwa przepisy dotarłam na miejsce raz na zawsze zapisując Katowice na pierwszym miejscu najbardziej znienawidzonych przeze mnie miast.
Ale żeby nie było tak pesymistycznie to trzeba przyznać, że ludzie pytani o drogę byli wielce pomocni i mili, a co dla mnie najdziwniejsze wiedzieli gdzie są jakie ulice =) Więc jeśli ktoś stamtąd to czyta to wybaczcie, szczerze nie cierpię tego miasta ale ludzie są chyba w porządku =)
No i jednak Silesia City Center to chyba najfajniejsza galeria jaką widziałam, a to już coś....




 koszulka: terranova 
jeansy: rynek
buty: hurtownia odzieży


PS. Po przeglądnięciu mojego ostatniego posta stwierdziłam, że dupa jestem, a nie szafiarka skoro nie wspomniałam ani słowem o tym jak Igor był ubrany, a był ubrany na prawdę  świetnie. Dziurawy sweterek sama bym przywdziała ale niezapięty but, którego klamra ciągle gdzieś latała była trochę irytująca i nie dawała mi spokoju ale ogólnie rzecz biorąc nie miałabym nic przeciwko, żeby faceci się ubierali w ten sposób.... =)

środa, 20 lutego 2013

"Dzięki Tobie jestem kim być chciałem...."


Nieco ponad miesiąc temu wybraliśmy się na koncert zespołu LemOn. Jestem osobą, która raczej koncertów nie lubi. Wkurza mnie tłok, pchający się chamscy ludzie i to, że nie mogę posłuchać zespołu bo stado małolat piszczy mi do ucha....  Ale! Małe kameralne koncerty to idealne rozwiązanie moich problemów =) Tego typu rozwiązanie zalet ma co nie miara. Po pierwsze odpadają nieprzyjemności, które już wymieniłam, po drugie artyści są dosłownie na wyciągnięcie ręki, bez żadnych barierek ani ochroniarzy czy wysooookiej sceny. Po trzecie ma się tak na prawdę niepowtarzalną okazję, żeby porozmawiać z członkami zespołu czy wokalistą, bo w mniejszym gronie czują się swobodniej i nie uciekają od razu do busa.

 fot. z facebookowego profilu zespołu

Odnośnie samego zespołu, to Ci ludzie są zwykłymi, fajnymi chłopakami. Nie spodziewałam się, że ktoś kogo piosenki są w ogólnopolskich rozgłośniach może być aż tak skromny. Miałam wrażenie jakby Igor i reszta ciągle nie zdawali sobie do końca sprawy co się wokół nich dzieje. Skrępowanie na twarzy wokalisty jest niezwykle ujmujące i dobrze wróży ich przyszłej karierze. Przepiękne piosenki, które na żywo brzmią jeszcze lepiej niż na nagraniach (LemOn jest zdecydowanie zespołem koncertowym!!), są dopełniane przez wspaniałą postawę i sposób bycia całej grupy. Nie mogę też nie wspomnieć o historyjkach Igora, który bawi, wzrusza i wywołuje szereg różnych emocji, właśnie nimi i co oczywiste wspaniałym głosem. Eh, w dodatku zwyczajnie lubię wykonawców, którzy ładnie krzyczą, a ten blondyn zdecydowanie robi to na najwyższym poziomie ;)


szalik, spodnie: tesco
kurtka, plecak: szmateks
buty: house

środa, 2 stycznia 2013

Sylwestrowo


Jak zwykle wszystko zostawione było na ostatnią chwilę. Ale szczęśliwie udało się 30grudnia odnaleźć dzięki fb fajną imprezę w Rz. Długo nie myśląc zakupiliśmy bilety. Ktoś miał naprawdę dobry pomysł, ale z realizacją było już jak zwykle. Miała być największa na podkarpaciu  domówka, a okazała się zwykłą dyskoteką, na której problemy były już od wejścia. Bo o ile można było wnieść własne jedzenie i alkohol to już napojów nie, jak się domyślacie w barze ceny były co najmniej śmieszne. Po drugie co to za domówka, na której za powieszenie jednej sztuki ubrania trzeba zapłacić 3zł. Nie było ani obiecanych gier, ani filmów, co najciekawsze nie było nawet odliczania przed północą, którą organizatorzy całkiem zignorowali. Dobrze, że uczestnicy chociaż zaczęli odliczać, bo nikt nie był nawet łaskawy zatrzymać muzyki, nie mówiąc już o jakichkolwiek życzeniach. Dokańczając moje marudzenie warto dodać, iż pomimo, że każdy uczestnik otrzymał opaskę na rękę wyjść się z klubu nie dało, no chyba, że po powrocie zapłaciłoby się dodatkowe 20zł. Podsumowując była to kpina z ludzi, chcących w oryginalny sposób spędzić tę wyjątkową noc w roku... Na szczęście zabawa z fajnymi osobami jest zawsze super i nawet tak żałosna sytuacja nie może jej popsuć =) Zresztą dyskoteka plus darmowa koszulka i smycz za 35zł to w sumie nie tak źle =P 



A po wszystkim załapaliśmy się jeszcze na końcówkę domówki u mojej przyjaciółki, gdzie skonsumowaliśmy pyszności, gadając do w pół do szóstej rano. I tak oto mimo niesprzyjających warunków spędziliśmy w sumie całkiem niezłego sylwestra mimo usilnych starań organizatorów imprezy i przewoźników , którzy trochę utrudniali nam dotarcie do Rzeszowa =P


Udało się zrobić nawet ostatnią w 2012roku głupią rzecz, jeżdżąc przez godzinę MPKiem po całym mieście, żeby nie zmarznąć zanim zaczną wpuszczać do lokalu =)


I po raz kolejny potwierdziła się teoria, że nie ważne gdzie, ważne z kim =*


PS. Na usprawiedliwienie organizatorów imprezy dodam, że chociaż muzyka była niezła =D

kolczyki-rynek
pierścionki- czarny: wszystko po 4zł, motylek: H&M (chyba)
wisiorek- House 
sukienka- chiński market (za zawrotną sumę 12zł =D )


I korzystając z okazji chciałam Wam złożyć życzenia wszystkiego dobrego, szczęścia, miłości, wspaniałych przyjaciół i interesujących łupów na wyprzedażach =*