piątek, 5 maja 2017

PYRKON 2017


Pyrkon. pyrkon i po pyrkonie....
Minął tydzień od konwentu, więc kiedy emocje trochę opadły można wziąć się za opisanie co tam było, jak tam było. W końcu skoro po tygodniu o tym pamiętam znaczy, że było istotne na tyle by to opisać ;)

GŻDACZOWANIE
Ale zacznijmy od początku. Po przedłużającym się oczekiwaniu (w tym roku wyjątowo się przedłużającym) jest wiadomość: jesteś gżdaczem. Hip hip hurra! W domu twierdzą, że to pchanie się na darmową trzydniową robotę, ale tak może stwierdzić tylko osoba, która nigdy nie przywdziała pomarańczowej koszulki. Jasne, że pierwszy raz zgłosiłam się po to, żeby nie płacić za bilet, ale to nie jedyna zaleta wolontariatu, na rzecz pyrkonu. Nie będę tu pisać o wspaniałej atmosferze, bo po pierwsze tego się nie da opisać, a po drugie ciężko to zrozumieć osobie, która gżdaczem nie była. Tego trzeba najzwyczajniej w świecie spróbować. Polecam i ręczę, że się spodoba i nie będziecie sobie wyobrażać konwentu bez pomarańczowej koszulki ;) Szczególnie, że najfajniejszą częścią imprezy jest ta, kiedy już uczestników nie ma, lub kiedy ich jeszcze nie ma, ale tego nie mogę potwierdzić, bo w montażkonie nie miałam nigdy przyjemności brać udziału.

No ale przejdźmy do bardziej namacalnych korzyści. Po pierwsze kiedy ustawiliśmy się w kolejkę do wejścia wyszła kobieta i zapytała czy są jacyś gżdacze, po czym zmęczonych ale radosnych zabrała do środka (poza oczywistym zmęczeniem popociągowym, wywołanym spędzeniem wielu godzin na głośnym korytarzu wagonu, do szczęścia uwolnienia nas od kolejki dołożył się zimny opad atmosferyczny). Po takiej sytuacji było wiadomo, że Pyrkon musi się w tym roku udać ;)

Kolejnym faktem i tym do mnie przemawiającym najbardziej jest fakt spania na antresoli. Po pierwsze mniejszy tłok, po drugie większe poczucie bezpieczeństwa, że nic nie zginie, po trzecie podobno ciepło idzie do góry, a że w sleeproomie za ciepło nie jest, to dobry argument. I po czwarte dopiero w tym roku zauważone, śmierdzi mniej. Nie to, że wszyscy gżdacze się myją, ale przechodząc koło niektórych miejsc w hali, fiołków bynajmniej czuć nie było...

Apropo łazienek po zeszłorocznym kolejkonie postanowiłam w tym roku nieco skorzystać z przywilejów należnych pomarańczowym. I o ile w kolejce do prysznica stałam grzecznie, bo nie cieszyły się, aż takim zainteresowaniem i szło to dość sprawnie, to wprawdzie z lekkimi wyrzutami ale kolejki do toalety sybtelnie omijałam. I nie ukrywajmy na prelekcje też się łatwiej dostać w pierwszej kolejności.



I ostatni, dotyczący konwentowej waluty argument. Darmowe jedzonko! Poza świeżutkimi tostami, herbatą i ciachami, które były dość standardowe, to w tym roku organizatorzy się postarali i zapewnili nam obiady, a jedzenie na konwencie  droższe niż złoto. Tylko, że ja wiem, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda ale... To, że coś jest darmowe nie znaczy, że można dać byle co. I o ile wielkość porcji była super i makaron dobry to sosy dosyć średnie. Szczególnie jak człowiek się nastawił na rarytasy, króte widniały w przesłanym nam menu. Dobrze, że jak człowiek głodny to zje wszystko.

PRELEKCJE
Dosyć dyskusyjną zaletą gżdaczowania jest przypisanie do konkretnej sali (chyba, żeś lotny). Jak dowiedziałam się, że w tym roku pilnuje sali literackiej, to nawet przez moment się zastanawiałam czy nie zrezygnować. Ale ale! Po raz kolejny po czasie się cieszę z przydziału, który otrzymałam. W prawdzie prelekcja, na której mi najbardziej zależało okazała się beznadziejną reklamą autora ale prelekcje, które kompletnie mnie nie interesowały okazały się genialne. I po wieloletnim urazie do polskich książek (wstrętny autorze, który mnie skrzywdziłeś zgiń!), okazało się, że jednak jest dla mnie nadzieja w tej kwestii. Jadąc na konwent wiedziałam tylko o istnieniu Jakuba Ćwieka, ale całą moją wiedzą na jego temat było to, że ma brodę i podobno jest najprzystojniejszym polskim autorem. No trochę mała wiedza na temat polskich pisarzy... Teraz wiem, że w najbliższym czasie koniecznie muszę sięgnąć po książki w/w J.Ćwieka i Rafała Kosika, których wywodami byłam zachwycona, a także seriale audio Krzysztofa Piskorskiego. Ogólnie czułam się trochę jak na konferencji paleontologicznej z Przyjaciół, gdzie Ross był celbrytą. Nie spodziewałam się, że na pisarzy można reagować, tak jak na aktorów/muzyków... Ilość fanów "atakujących" Ćwieka była tak ogromna, że na jeden z paneli ze swoim udziałem spóźnił się niemal piętnaście minut ;)



Poza literackimi byłam tylko na dwóch prelekcjach. Jedna dotyczyła kobiet wampirów, której dla mnie się zepsuć nie dało, dzięki dobremu tematowi, ale i autorka dobrze się przygotowała więc jak najbardziej na plus. Druga to Quo Vadis Star Wars, która po raz kolejny udowodniła mi, że można być fanem za bardzo i to przeszkadza w prowadzeniu wywodów na dany temat. Nie to, że prelekcja była zła, bo była całkiem dobra i ciekawa i gdybym miała wybór jeszcze raz, to nadal bym się na nią wybrała. Ale uważam, że przez słowa autora zbytnio przemawiały jego emocje i w dobrym odbiorze przeszkadzał również źle ustawiony mikrofon, który był dużo dużo za głośny, co oczywiście nie było winą prelegenta tylko gżdacza.

POZOSTAŁE ATRAKCJE
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nic nie skrytykowała ;) Osoby zajmujące się planszówkami to w tym roku była jakaś tragedia, oczywiście nie wszyscy ale wystarczyły dwie osoby, żeby sprawić, że nawet gdybym mieszkała w Poznaniu i bardzo nie miała z kim zagrać to nie wybrałabym się do nich... Pan, który wydawał planszówki, nie miał o nich pojęcie. Dostawał dokładny opis czego potrzebujemy, a za każdym razem przynosił dokładnie tą samą grę, która spełniała tylko jeden postawiony wymóg, mogły w nią grać dwie osoby... I widać, że wcale nie miał ochoty tam siedzieć, a pomoc to już w ogóle wykraczała poza jego możliwości. Ale to jeszcze nic. Kobieta, która się tym wszystkim opiekowała była tak nieznośna, że dawno nie spotkałam tak, niestety muszę użyć tego słowa, głupiej baby. O ile pomoc gżdaczowa jest super, to pomaganie tej kobiecie zabijała moją cierpliwość. Zmuszanie ludzi do robienia TRZY razy tego samego i narzekanie, że to my nie pracujemy efektywnie, pomimo, że wykonywaliśmy jej rozkazy sprawiało, że miałam ochotę rzucić jej tymi planszówkami w twarz. Po czym przyszła dziewczyna odpowiedzialna za gry i okazało się, że to nadal jest zrobione nie tak jak trzeba było. I nie wiem jakim cudem ale mam nadzieję, że to przeczytasz, jesteś zgorzkniałą, tempą dzidą skoro nie ogarniasz, że upchane w torbę planszówki również można wyciągnąć bez zniszczenia ich, trzeba mieć tylko mózg, bo moje gry wrzucane w torebkę, z masą innych szpargałów, jakoś są w stanie idealnym, wręcz bez nawet najmniejszej ryski na pudełku.I tym przemiłym akcentem kończę temat gier planszowych.

Jeśli chodzi o elektronikę, był to wyjątkowo udany rok dla tego bloku. Jak udało się już dostać do pada to grało się bardzo przyjemnie, szczególnie, że na niektórych stoiskach były przecudne pufy, na których gdybym mogła, chętnie bym spała. I uwaga dla organizatorów games roomu, powinniście tu trochę posiedzieć i nauczyć się podejścia do ludzi. Fajne, miłe i pomocne człowieki ;) I przepraszam, jeśli nadużyłam gościnności jednego ze stoisk, korzystając wielokrotnie z fotobudki ;)

I muszę wspomnieć o Panu opiekującemu się Jedi'owymi szlafroczkami, chętnie robił zdjęcia, doradzał i pomagał.




COSPLAYe
Nie rozpisując się zbytnio wymienię tylko na koniec wpisu, stroje, które moim zdaniem zasługują na na wyróżnienie.
1.Dla mnie absolutnie numer jeden tego roku: PsyDuck. Przy czym strój, jak strój. Jako Janusz Cosplayu uważam, że najważniejsze to widoczność co to za postać i jakiś wkład w tworzenie stroju, a nie pójście na łatwiznę i zamówienie całości. Ale w tym wypadku ważniejsze okazało się wczucie się w rolę. Ge-nial-ne! Kiedy zapytałam osobę w środku czy można zrobić zdjęcię zaczęła uciekać krzycząc psajajaj! Jeśli Pokemony nie istnieją, a w środku siedziała prawdziwa osoba to gratulację.



2. Przesłodka Velma. Niestety postaci z mojej ulubionej bajki jest tak mało, że cieżko kogoś znaleźć. I choć mijałam kilka dziewczyn to miały takie miny, że strach było podchodzić. A ta jedna była doskonałym wyborem. Była tak zaskoczona, że chcę sobie z nią zrobić zdjęcie, że nie mogłam się potem przestać uśmiechać. Przesłodka i przeskromna dziewuszka ♥



3. Słowiański DeadPool. Bohater grany prze R.Reynoldsa daje tak duże pole do popisu, że ktoś musiał w końcu wpaść na tak genialny pomysł. Ogólnie ukraińcy to dość popularny cosplay w tym roku. Poza DeadPoolem, na uwagę zasługuje również słowiański Jezus w pięknym pokutnym dresie.
4. Dwóch genialnych Loganow. Nic dodać, nic ując.

PODSUMOWANIE
Pyrkon 2017 dostaje ode mnie trzy razy tak (no może dwa i pół ;)) Więc jeśli ktoś się nadal waha czy warto zarezerwować sobie kwietniowy weeked na konwent to jak najbardziej polecam, w każdym wieku. Mam tylko nadzieję, że w przyszłym roku jakoś lepiej rozplanują umieszczenie sleeproomu bo miałam wrażenie, że w tym roku było jakoś wszędzie daleko, więc wolałam rano zabrać wszystko co mogłoby się przydać ze sobą.
Jednakże teraz pzostaje tylko czekać na przyszłoroczną imprezę.


PS.Za błędy przepraszam, jest prawie 4rano ;)
PS2. Zastanawia mnie ogromna liczba osób, przebranych za lekarzy z czasów czarnej zarazy. Wynika to z filmu Inferno, który wyszedł w tym roku czy z czegoś innego o czym nie wiem? Ktoś mnie oświeci??